Proces oskarżonych o śmiertelne pobicie; powodem - smsy sprzed lat
Do pobicia doszło w połowie sierpnia ubiegłego roku na łąkach w pobliżu ulicy Kluka w Białymstoku. Obrażenia zmarłego wskazywały, że sprawcy używali m.in. młotka. Zaatakowany mężczyzna był bity, aż stracił przytomność.
Policjanci zajmujący się sprawą wytypowali trzech mężczyzn, którzy mogli mieć związek z tym pobiciem. Pierwszy z nich został zatrzymany w sądzie w Ostrołęce (Mazowieckie), gdzie odpowiadał z wolnej stopy w procesie dotyczącym zorganizowanej przestępczości narkotykowej. Dwóch kolejnych zatrzymano w Białymstoku.
W czwartek po rozpoczęciu procesu, jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia, jeden z oskarżonych ostatecznie cofnął swój wniosek o zwrot sprawy prokuraturze do uzupełnienia.
Według aktu oskarżenia, zaatakowany mężczyzna był bity, a gdy upadł, również kopany po głowie i duszony aż do utraty przytomności. Użyty był też młotek - jak opisano w zarzucie - ostrą częścią służącą do wyciągania gwoździ zadawano uderzenia m.in. w kolana. Zgon nastąpił wskutek obrażeń wewnętrznych i obrażeń głowy.
Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Jeden przyznał się do bójki, drugi jedynie do spowodowania obrażeń (uszkodzenia ciała poprzez uderzenia młotkiem w kolana i kostki).
Pierwszy z nich twierdził, że była to bójka "jeden na jednego", choć osób w tym miejscu było dużo więcej; zapewniał, że nie kopał, nie dusił i nie używał młotka. "Chcieliśmy wyjaśnić jakiś konflikt" - mówił w śledztwie.
Z jego wyjaśnień wynikało, że chodzi o wysyłanie - kilka lat wcześniej - zdjęć innego z oskarżonych, gdy ten został pobity, wraz z obraźliwymi dla niego komentarzami. Twierdził, że gdy odjeżdżał z miejsca bójki, ofiara żyła, choć nie była przytomna. "Nie dusiłem go celowo, broniłem się w czasie bójki. Nie wiem czemu stracił przytomność, może z wysiłku, może z utraty sił" - mówił.
"To nie był młotek, jak opisano w zarzucie, a młoteczek do wybijania szyb" - twierdził przed sądem drugi z oskarżonych. Mówił, że pobity "oddychał i nic nie wskazywało, że miałby nie przeżyć, nie był mocno poturbowany". Uderzyć miał go po to, by nie wstał i go nie zaatakował. "Byliśmy źli na niego, że najpierw obgadywał, a potem się wybielał" - zeznawał w śledztwie.
Wszyscy trzej oskarżeni, również ten, który do niczego się nie przyznaje, deklarują gotowość finansowego zadośćuczynienia, przepraszają bliskich ofiary.
Sąd rozpoczął przesłuchania świadków. Zeznawała też żona zmarłego. Opowiadała m.in. o tym, jaki był początek zajścia i że zaczęło się ono od spotkania jej męża z tymi mężczyznami na podmiejskiej plaży. Powiedziała też, że zaczęło się od gwałtownej, agresywnej rozmowy, a jeden z napastników chciał uderzyć głową jej męża.
Dodała, że wyrażenie przez oskarżonych skruchy obecnie jest "nie na miejscu".(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ agz/ lm/